Windsurfing w weekend…
Z pewnością niejednemu z Was kojarzy się to jednoznacznie… z serią książek sugerujących możliwość opanowania, nie tylko windsurfingu, ale również wielu innych sportów w ciągu weekendu. Tylko czym jest ów „opanowanie”? Założymy się, że każda osoba szykująca się do pierwszych kroków na desce zadaje sobie pytanie o ten pierwszy ślizg – wyjątkowe uczucie, które zamyka furtkę – drogi powrotnej nie ma 😉 Od tego miejsca windsurfing w 99% przypadków staje się prawdziwą pasją. Również w 99% przypadków pierwsze wejścia w ślizg mają niewiele wspólnego z jakimkolwiek panowaniem nad deską… Pytanie czy ten pierwszy ślizg jest do opanowania w ciągu weekendu?
Przyjrzyjmy się standardowemu, tygodniowemu programowi kursu windsurfingowego dla początkujących i sprawdźmy ile rzeczywiście możemy nauczyć się podczas weekendowego pobytu w szkole windsurfingu!
Dzień pierwszy – oko w oko z windsurfingiem!
Przede wszystkim poznajecie podstawy – zdobywacie informacje o sprzęcie windsurfingowym, jego budowie i przeznaczeniu. Zaczynacie posługiwać się nomenklaturą windsurfingową, wiecie już co to bom, maszt, stopa, paleta, rufa, dziób, odróżniacie statecznik i miecz… Schodzimy na wodę – czas oswoić się z tym wszystkim w praktyce. Stawiacie chwiejne, pierwsze kroki na dużych deskach szkoleniowych, staracie się złapać równowagę. Następnie przychodzi kolej na stawianie pędnika – dowiadujecie się jak wyciągnąć żagiel z wody by nie załatwić sobie pleców 😉 Teraz tylko starty na halsie w jedną i drugą stronę, uproszczone zwroty! Uffff, pierwszy dzień macie już za sobą? Gotowi na więcej?
Dzień drugi – halsówkę czas zacząć.
Powtórka z dnia pierwszego – szlifujecie zwroty, pływanie w półwietrze (już powinniście wiedzieć co to znaczy). Zaczynacie ostrzyć i odpadać, uczycie się właściwej postawy na desce by jak najmniej forsować Wasze mięśnie. Zaczynacie przygodę z halsowaniem – czyli pływaniem na wiatr. To właśnie ta umiejętność pozwoli Wam wrócić w to samo miejsce, z którego wypłynęliście. Nie martwcie się jeśli nie uda się drugiego dnia pływania na desce…
Dzień trzeci – pierwsze „rufy”!
Gdzieś w okolicach dnia trzeciego Wasze doświadczenie powinno wzbogacić się o kolejny manewr – zwrot z wiatrem. Będzie też stop-hals czyli zatrzymanie się na desce, a także start z brzegu, który, o ile pływacie po płytkiej wodzie, skutecznie odciąży Wasze plecy. Będziecie zachwyceni!
Dzień czwarty i piąty – trening czyni mistrza.
Sporo już umiecie – sprawnie startujecie z płytkiej wody, nie ciągniecie już za fał, w 90% przypadków wracacie w miejsce, z którego wyruszyliście i robicie zwroty z wiatrem oraz na wiatr. Czas nieco urozmaicić zabawę! Ponieważ do tej pory, dzień w dzień, mieliście ostry wycisk najwyższy czas na odrobinę relaksu. Zawody slalomowe, wszelkiego rodzaju ósemki – rufowe, sztagowe, mieszane, doskonalenie startu z plaży oraz umiejętności halsowania. Długodystansowa wycieczka windsurfingowa, próby pływania na desce w pozycji siedzącej lub inne atrakcje – w zależności od kreatywności instruktora.
Dzień szósty i siódmy – z odsieczą przychodzi trapez!
Jeśli jesteście bardzo wysportowani być może nie zauważycie, ale pływanie bez trapezu – pasa biodrowego, który odciąża plecy i ręce – jest dość męczące. Pora abyście ułatwili sobie zadanie. Napisałem ułatwili? No może nie tak od razu 😉 Pierwsze chwile z trapezem pewnie odkryją przed Wami windsurfingową złość – to taka, którą wyładowuje się ostrymi słowami obwiniając za całe zło żagiel, deskę, wodę, piasek, słońce… przekonacie się o co chodzi. Nie traćcie wiary – trochę prób i będziecie zachwyceni – trapez naprawdę odciąży Wasze mięśnie. Dzięki niemu będziecie się mniej męczyć i dłużej wytrzymacie na wodzie! Te ostatnie dni poświęcicie na trenowanie wszystkich manewrów, których się do tej pory nauczyliście.
Prawda czy mit?
Powyższy tygodniowy kurs windsurfingu może być zrealizowany jedynie przy założeniu 4 godzin szkolenia dziennie oraz właściwych warunków wiatrowych – ani zbyt słabych ani zbyt mocnych. Jedne i drugie negatywnie wpływają na szybkość postępów. Wiele zależy również od tego jak jesteście zmotywowani, jakich macie instruktorów oraz w jaki jesteście zaopatrzeni sprzęt. Wierzcie nam, że to wszystko ma wielkie znaczenie i może ułatwiać naukę windsurfingu w znacznym stopniu. Nie mniej jednak, nawet jeśli wszystko grałoby na Waszą korzyść są marne szanse, że po dwóch dniach nauki będziecie świetnie pływać w ślizgu – nie mówiąc już o wykonywaniu bardziej złożonych manewrów – to jednak trochę za mało. Jeśli naprawdę chcecie poczuć ten wiatr we włosach i planujecie w tym sezonie zaliczyć pierwsze ślizgi, przeznaczcie na intensywny kurs tydzień lub dwa – z pewnością uda się Wam osiągnąć cel;)
Najnowsze komentarze